sobota, 29 marca 2014

2.,,Nie mów do mnie Kate!"

Witam wszystkich z drugim rozdziałem!
 Dedykuje go moim wspaniałym koleżankom, które zmotywowały mnie do prowadzenia tego bloga. Dziś będzie dużo dialogów, ogólnie notka wydaje mi się gorsza niż ostatnia  za co bardzo przepraszam. 
 Zapraszam do czytania.
***
Londyn (Anglia), 27 kwietnia 1507 r.
    Stolica Anglii była wtedy wyjątkowo żywa.  Ludzie przybyli z najróżniejszymi produktami… Od materiałów, owoców, warzyw po najróżniejsze wyroby rzemieślnicze. Był to dzień jarmarku. Na to wszystko smutnym wzrokiem patrzyła ośmioletnia dziewczynka.  Dla niej ten dzień to istny koszmar. Podeszła do zwierciadła w skromnej komnacie. Oprócz lustra znajdowało się tu tylko łóżko i drewniany kufer. Dziewczynka spojrzała na swoje oblicze. Wiedziała, że była piękna. Mówiono jej to tyle razy. Może była próżna, ale po co ma zaprzeczać faktom. Długie, kręcone blond włosy falami spływały po jej plecach. Ubrana była w piękną suknię, którą dostała od… ,,ojca”. Osoby, która zniszczyła jej życie… Osoby, której jej małe serduszko wprost nienawidziło. Spojrzała uważnie na odbicie jej oczu, jedno zielone, drugie czarne. Za pomocą magii matki nikt jednak tego nie widział. Spalono by ją i jej rodzinę na stosie… Ludzie są tak głupi… Usłyszała kroki. W lustrze zauważyła służącą.
-Panienko Katherine, panienki matka prosi byś przyszła pożegnać brata- oznajmiła służąca, kłaniając się lekko.
-Powiedz, że zaraz przybędę- odparła dziewczynka.
    Jej serce przeszył ból.,, Jak matka może… Henry… Jak ona może mi go zabrać?! Dlaczego? Ojciec! To wszystko jego wina! Matka jest mu we wszystkim posłuszna. Braciszek jako jedyny jest taki jak ja… Co teraz ze mną będzie?” Powstrzymała cieknące łzy, jej biologiczny ojciec nauczył ją jednego: ,,Nigdy nie okazuj słabości”… Ścisnęła swoje małe pięści i powoli ruszyła ku schodom.
    ,,Przed dworem stał już powóz, którym mój brat miał odjechać ,,do dobrego wujka”. Żałosne, mogli się bardziej postarać.” Dziewczynka na dźwięk kroków odwróciła się. Za nią stał jej przyszywany ojciec, którego jednak uważała za prawdziwego rodzica. Był to szlachcic- rycerz, bardzo dobrze zbudowany, o brązowych włosach i niebieskich oczach. ,,Obok stała moja matka. Również blondynka. Kiedyś o pięknym, ciepłym, zielonym spojrzeniu, teraz… o oczach czarnych, zimnych, również nie zauważalnych dla reszty społeczeństwa jak moje. Matka była wiedźmą, biegłą w magii. Każda kobieta z jej rodu była czarownicą, mnie też szkoli w tych jej sztuczkach. ,,Ojciec” jej kazał…” W końcu pojawił się jej brat o włosach i oczach takich samych jak dziewczyna… Miał może z dwanaście lat. Uśmiechnął się  do niej lekko. Próbował ją pocieszyć, mimo że jego twarz była pełna bólu. Za nim wyszło jeszcze sześciu chłopców. Jej rodzeństwo…
-Musisz już iść Henry- powiedziała kobieta zimno.
-Oczywiście matko- powiedział przybity chłopak, odwracając się w stronę dziewczynki.
    Katherine podbiegła i przytuliła go mocno. Swoje łzy, które zawsze ukrywała przemoczyły całą koszulę brata. Przybliżyła się do ucha brata.
-Obiecaj mi, że kiedyś po mnie wrócisz- szepnęła Katherine.
-Przyrzekam- odparł chłopak.
    Henry puścił siostrę i udał się do swojego powozu. Już się nie odwrócił. Katherine wiedziała, że nie chce pokazać swoich słabości. Ona też nie może płakać. Ścisnęła małe piąstki. W końcu się jednak odwrócił… Ona posłała mu najpiękniejszy uśmiech na jaki w tej chwili mogła sobie pozwolić. To był ostatni raz kiedy widziała ukochanego braciszka. Resztę rodzeństwa sama zabiła…
Tokio (Japonia), 15 luty 2014 r.
    Przy barze siedziała trójka nastolatków, wszyscy wyjątkowo piękni. Czarnowłosa dziewczyna popijała właśnie kolejnego drinka, chyba już ósmego. Patrzyła złowrogo na chłopców. Czarnowłosy patrzył na nią z pewna wyższością i kpina, a blondyn uśmiechał się do niej wesoło.
-Dlaczego mam wam wierzyć? Skąd niby macie mapę do Anielskich Wrót?
- Skąd ją mamy? To tajemnica- zaczął intrygująco czarnowłosy- A dlaczego masz nam wierzyć? Pokażę ci ją- odparł chłopak, grzebiąc w swojej torbie.
    W końcu wyjął pożółkły kawałek pergaminu. Bardzo delikatnie położył go przed sobą i rozwinął. Ich oczom ukazał się raczej skomplikowany szyfr, niż jakaś trasa. Teraz była pewna. Te napisy… Już je kiedyś widziała…  Te znaki są pismem samych Aniołów. Dziewczyna sięgnęła po mapę. Czarnowłosy szybko zareagował, wyjął nóż i wbił go w rękę dziewczyny. Ostrze przeszyło  jej dłoń na wylot, przytwierdzając ją do stołu. Blondyn oburzył się, ale nie zareagował. Wiedział, że lepiej nie zaczynać z kolegą. Porwał szybko mapę i schował ją z powrotem. Chłopcy spodziewali się przynajmniej syku bólu od kobiety, a ona tylko zaczęła się śmiać. Z ręki obficie sączyła się krew, a ona śmiała się przeraźliwie. Jednym sprawnym ruchem ręki, wyjęła nóż z dłoni i uśmiechnęła się do nastolatków. Oblizała ostrze. Rana z jej reki szybko się wyleczyła. Moc Demona…
-Jesteś szybki, ale ból mnie nie rusza. Dawno uodporniłam się…- powiedziała z szyderczym uśmiechem- Widzę również, że stosujecie moc Demonów- spojrzała na nich karcąco- Najprawdopodobniej pracujecie dla Ciemnej Strony  i chcecie mnie zwabić w pułapkę, ale widzę również, że mapa jest autentyczna. Ciekawi mnie tylko czy wiecie coś o drugich drzwiach?- spytała, przeszywając wzrokiem chłopców.
-Nie współpracujemy z Demonami- zaprzeczył blondyn- O drugiej mapie i wrotach nic nie wiemy- zapewnił zielonooki.
    Tym razem baczniej spojrzała na czarnowłosego. Niepokoił ją. Blondyn jej zdaniem był łagodny, wręcz naiwny, ale on. Wiedziała jedno… na obu musiała uważać.
-Dalej nie powiedzieliście mi, dlaczego mam was nie zabić- stwierdziła spokojnie dziewczyna, po czym jednym łykiem wypiła cały kieliszek wódki.
    Brunet zamówił drinka. Nawet nie przejął się tym, że barman zauważył na blacie kałuże krwi. Skomentował krotko, że się skaleczył.  Chłopak całkiem nie wiedział jak poprowadzić rozmowę z Łowczynią. Jeden fałszywy ruch i zginie on i John. Jednak chłopak miał asa w rękawie. Również wypił za jednym łykiem całego drinka. Uśmiechnął się do niej z wyższością i satysfakcją.
     Brunetka aż zadrżała ze złości. Jeszcze nikt jej tak nie denerwował. Nikt nie śmiał z nią pogrywać. A ta dwójka… Sprawiali, że miała ochotę po tylu latach wybuchnąć. ,,Muszę opanować emocje.” Powtarzała w kółko.
-Dlatego, że bez nas nie masz mapy-odparł brunet i spojrzał, wręcz z wyzwaniem na dziewczyna.
-Nie ma problemu… Najpierw was  zastrzelę, a potem ukradnę mapę- zaśmiała się z nutką kpiny czarnowłosa.
-Jest jeden problem Złotko…- zaczął brunet.
-Nie odzywaj się tak do mnie!- krzyknęła wściekła dziewczyna, przykładając mu pistolet do piersi.
    Chłopak zaśmiał się do niej. Ona mocniej przycisnęła spluwę do jego ciała. On skomentował to jeszcze większym śmiechem.
-Nie możesz mnie zabić, sama stwierdziłaś, że używamy magii Demonów.
    Dziewczyna spojrzała na chłopaka. Już wie co chce jej przekazać . W każdej chwili ma nad nim przewagę, jako najsilniejszy Łowca. Czuła od nich ogromna energię, ale wierzyła, że by sobie z nimi poradziła. Oni jednak mieli asa w rękawie.  Za pomocą magii przenoszą mapę, gdzie tylko chcą. Brunet powiedział jej w skrócie prosto w twarz: Zabijesz nas nie dostaniesz mapy, oszczędzisz nas, dokonasz zemsty. ,,Niech go szlag!”- pomyślała.
-Czyli już zdałaś sobie sprawę…- zaczął brunet.
-Tak… Twój kolega powiedział, że nie chcecie mnie zabić. To po co wam do cholery jestem?- przerwała mu z uśmiechem satysfakcji.
    Wiedziała, że ona również ma asa w rękawie. Kpina w jej głosie była bardzo wyraźnie podkreślona.
-Przecież dobrze wiesz… To ty miałaś manie na punkcie tych wrót i nauczyłaś się używanego w niej języka. Miałaś dostęp do map sprzed tysiąca lat, a raczej sprzed dwóch tysięcy, gdyż pojawiają się one po każdej nie udanej próbie otworzenia drzwi.
-Po pierwsze: Odzywaj się do mnie z szacunkiem- syknęła- A po drugie ja otworze te wrota!
   Odsunęła szybkim ruchem krzesło i ruszyła w kierunku wyjścia. Chłopcy ruszyli za nią, gdy nagle usłyszeli głos barmana. Brunet ścisnął pięści. Zrobiła to specjalnie. ,,Nawet zapłacić za sobą nie umie” -pomyślał. Do barmana podbiegł John. Rachunek wyniósł 4000 jenów*, trochę tego wypiła. Mężczyźni szybko wybiegli na dwór. Zobaczyli jak dziewczyna zakłada kask.
-Zwariowałaś! Wiesz ile wypiłaś!- wrzasnął brunet.
-Nie pozwalaj sobie!- krzyknęła do niego.
-Wisisz John’ owi 4000 jenów!- wrzasnął chłopak.
-Mówiłam nie pyskuj! W ogóle jak masz na imię?! Nie rozmawiam z obcymi…- spytała ciekawa dziewczyna.  Cały czas się śmiała. Chyba, jednak trochę jej alkohol zaszumiał w głowie.
-Co cie to do chol…- zaczął brunet.
-Ma na imię Alan- przerwał mu chłopak.
    Zaczęli się kłócić. Dziewczyna cały czas się śmiała. Przekręciła kluczyk i dodała gazu. Chłopcy popatrzyli w jej stronę.
-Musimy znaleźć nocleg- powiedziała na nich i ruszyła z piskiem opon
Londyn (Anglia), 27 kwietnia 1507 r.
    Blond włosa dziewczynka spokojnie weszła do swojego pokoju. Ścisnęła pięści… ,, Gdzie oni wysłali braciszka?” Do późna w nocy nie mogła zasnąć. Usłyszała głośną rozmowę. Powoli i na palcach podeszła do drewnianych drzwi i uchyliła je. Mama uczyła ją kiedyś zaklęcia. Pamiętała je. Dzięki niemu mogła usłyszeć rozmowę jej matki z ojczymem.
-Co z nim zrobią?- usłyszała puste pytanie matki, pozbawione emocji, uczuć.
-Sąd, a potem pewnie wyląduje na stosie. W końcu to czarownik. Wyjaśniłem wszystko. Przygarnęłaś podrzucone pod twe drzwi dziecko. Nie wiedziałaś, że to dziecko zła.
   Dziewczynka ścisnęła mocniej pięści. Paznokcie wbiły się do jej delikatnej skóry, po jej dłoniach spłynęła stróżka krwi. Jej ręce trzęsły się niemiłosiernie. Wypełniła ją nienawiść i gniew. Jej zielone oko zabłysnęło złowrogo. Przestała panować nad mocą, która wybuchła z niej ukazując jej uczucia. Złapała się za głowę. Usłyszała krzyki. Chciała przestać… Nie mogła. Nagle nastała kompletna cisza… Pobiegła po schodach. Zobaczyła leżących na ziemi rodziców. Z ich uszu i ust ciekła krew. Potrząsnęła nimi rozpaczliwie. Nie budzili się… Pobiegła po pomoc do pokoju braci. W łóżkach leżeli jej bracia w podobnym stanie. Złapała się za głowę. Nie mogła już nad tym panować. Co ona zrobiła? Czy oni… Wtedy uświadomiła sobie.
-Jestem mordercą- szepnęła i złapała się za głowę. Jej oczy stały się puste. ,,To tylko sen. To nie może być prawda”- pomyślała.
Tokio (Japonia), 15 luty 2014 r.
    Alan i John ruszyli zaraz za Katherine. Dziewczyna jechała z zawrotną prędkością, do tego lekko podpita. Jak ich policja złapie, będą musieli zabulić kolejne jeny. W końcu (na szczęście) stanęli przed jakimś hotelem.  Dziewczyna zwinnie zsiadła z motocyklu. Ruszyła do recepcji, za nią ruszyli chłopcy.
Konbanwa*- powitała się grzecznie Łowczyni z rudą kobietą w recepcji- Są wolne pokoje?
-Niestety tylko jeden z łożem małżeńskim- popatrzyła na nich przepraszająco.
-Nic nie szkodzi- odparła czarnowłosa, na co recepcjonistka zareagowała lekkim rumieńcem.
    Trójka nastolatków ruszyła ku wyznaczonemu pokojowi. Gdy otworzyli drzwi, ukazał im się mały, ale nowocześnie urządzony pokój. Znajdowało się tam oczywiście jedno, ogromne łóżko, dwa fotele i okrągły, szklany stolik. Ściany pomalowane były na fioletowo, a podłoga była wyłożona panelami.
- Wiesz co ona o tobie pomyślała?- spytał Alan, Katherine.
-Pewnie, że jestem jakąś dziwką- uśmiechnęła się kpiąco- Ludzie są tacy śmieszni- prychnęła- A tak nawiasem mówią płacicie za hotel- powiedziała spokojnie- I idę pierwsza do łazienki!- krzyknęła i już jej nie było.
-Masz jeszcze kasę John?- spytał kolegę Alan.
-Trochę jeszcze jest- uśmiechnął się blondyn.
    Czarnowłosy wskoczył do łóżka.
-Ja zajmuję!- krzyknął czarnowłosy.
-Poczekaj aż wróci- skomentował zielonooki z współczuciem.
    Wyszła… Była w samym staniku i szortach. Piękna… Szpeciła ją jedna rzecz. Chłopcy szczególnie zwrócili uwagę na jej ramiona, plecy i brzuch. Były one pokryte najróżniejszymi bliznami. Jedna nakładała się na drugą. Niektóre były po ranach szarpanych, inne po kuli, a jeszcze inne po cieciach. Teraz chłopcy uświadomili sobie ile musiała przejść.
Alan:
Rana po wbitym nożu się zagoiła, ale blizna pozostała… Dlaczego jej ciało nie goi się do końca? Wiem, że nie używa mocy… ale może je blokuje! Nie da się tego całkowicie zrobić, ale… Spojrzał na szyję dziewczyny. Połyskiwał tam wisior w kształcie gwiazdy. Zaklęła moc w wisiorze. Sprytne… Musiała być naprawdę wspaniałym magiem.
-Śpię na łóżku- oznajmiłem dziewczynie, nie obchodził mnie jej wybuch.
-Ok- odparła spokojnie.
    Popatrzyliśmy na nią jak na wariatkę. Nie krzyczy, nie zrzuca mnie z łóżka, nie przezywa. Co ona ma zamiar zrobić?
    Kate podeszła do łóżka i legła obok mnie. Popatrzyłem na nią pytającą. Ona uśmiechnęła się kpiąco.
-Zbyt dużo się naoglądałeś romansideł? Co myślałeś, że to będzie dla mnie zawstydzające?- spytała, śmiejąc się.
    Uśmiechnąłem się do niej uwodzicielsko i wskazałem miejsce obok siebie. Ona bez słowa wślizgnęła się pod kołdrę.
-Pamiętaj, jak poczuje twoją rękę na moim ciele to cię zabije- powiedziała z groźną miną.
    Zaśmiałem się lekko. Przytaknąłem głową w geście zrozumienia.
-John chodź, zmieścisz się, Kate nie będzie samotna!- zawołałem blondyna.
    Wtedy pierwszy raz poczułem jej pieść na swoim policzku. Z ust pociekła mi krew. Ma mocny prawy sierpowy.
-Nie mów do mnie Kate!- wrzasnęła- John on ma rację zmieścisz się- powiedziała wskazując miejsce obok siebie.
    Zrobiła to specjalnie… Chciała zrobić mi na złość. John uśmiechnął się do niej.
-Jesteś wspaniała Katherine- powiedział i położył się  koło niej.
    Łóżko było sporę, więc nie było nam bardzo ciasno. Jednak mimo to byłem strasznie wściekły!
-Odwdzięczę ci się za to- szepnąłem jej do ucha. Ona w odpowiedzi pokazała mi środkowy palec.
***
*4000 jenów to około 120 zł
*Konbanwa- Dobry wieczór po japońsku
    Co do poprzedniej notki poszczególne zwroty grzecznościowe oznaczają:
1.       sensei (mistrz, nauczyciel, autorytet)- stosowany w Japonii  zwrot grzecznościowy wyrażający ogromny respekt do danej osoby)


2.       sama- stosowany w Japonii  zwrot grzecznościowy, gdy prowadzona jest rozmowa  z osobą o dużo wyższym statusie niż mówiący

wtorek, 25 marca 2014

1. ,,Mapa do Anielskich Wrót"

     Nigdy nie zastanawiałam się co to śmierć. Było to coś odległego, nieprawdopodobnego. Nigdy mnie nie dotyczyła. Sama uważałam się za Śmierć… A teraz… tonę… jak zwykły człowiek… Woda wypełnia moje płuca, ale nie czuje bólu.  To coś innego… Nigdy nie zaznałam tego ludzkiego uczucia… Tak to wstyd… Jestem upokorzona… Ja najstraszniejsza z najstraszniejszych, ja najpotężniejsza z najpotężniejszych zostałam pokonana przez cos takiego…
Rok wcześniej (narracja 3 os.):
- Nie uciekniesz- powiedziała spokojnie dziewczyna.
     Była to nastolatka, miała może osiemnaście lat.  Czarne, długie włosy miała spięte w koński ogon. Jej na czarno pomalowane oczy i usta kontrastowały z bladą cerą. Ubrana była w skórzaną kurtkę i spodnie. Równie ładna co mroczna dziewczyna wyglądała jak posąg. Z jej twarzy nie dało się wyczytać żadnych emocji. Najdziwniejsze były jednak jej oczy. Jedno zielone, aż jaskrawe, a drugie czarne- puste. Jej słowa skierowane były do młodego, blond- włosego mężczyzny, o bardzo ciemnych oczach. Zagradzała mu wyjście ze starego, opuszczonego domu. Uśmiechnął się pogardliwie do dziewczyny, mimo że jego ręce trzęsły się nerwowo.
-Jesteś zdrajcą!- krzyknął mężczyzna.
     Dziewczyna zaśmiała się przeraźliwie. Jej rozmówce przeszły ciarki. Słyszał o tej kobiecie… Wiedział, że przed nim stoi sama Śmierć.
-Twoje ostatnie słowa są dość dziwne… I pamiętaj jedno… Nie jestem Demonem- powiedziała spokojnie dziewczyna.
     Splunęła na ziemie w stronę mężczyzny w geście pogardy. Zwinnie odczepiła pistolet z paska i wycelowała broń w demona. Przycisnęła spust. Huk… Bezwładne ciało runęło na podłogę. Kula wycelowana niezwykle precyzyjnie z dość dużej odległości trafiła blondyna w sam środek czoła. Czarnowłosa podeszła do niego, złapała jego dłoń. Sprawdziła puls, z demonami ostrożności nigdy nie za wiele. Był to jednak pospolity sługa, nie stanowił dużego problemu. Dziewczyna wyjęła zapalniczkę i butelkę jakieś substancji ze swojej torby. Oblała cieczą ciało. Benzyna… Zapaliła zapalniczkę i rzuciła ją na zwłoki. Buchnął ogień. Ona odwróciła się i jakby nigdy nic podeszła w stronę jej jedynego towarzysza… Czarnego ścigacza… Założyła kask, wsiadła na motocykl i ruszyła z piskiem opon.
      Po godzinie dotarła do dużego gmachu banku… Wzięła czarną walizkę i spokojnie szła przedzierając się przez korytarze budynku. W końcu trafiła pod duże, żelazne drzwi. Otworzyła je z hukiem, po czym weszła do sali. Ogromne pomieszczenie cechowała wszechobecna biel, aż rażąca. Znajdował się tam tylko okrągły, duży stół, a wokół niego rozłożone  chyba ze sto krzeseł. Wszyscy zebrani w pomieszczeniu na widok nastolatki powstali. Były to osoby w różnym wieku. Większość stanowiły osoby około pięćdziesięciu lat, resztę stanowili młodzi ludzie i może z pięciu starców. Zebrani w około osiemdziesięciu procentach byli mężczyznami. Dziewczyna podeszła do głównego i jedynego wolnego miejsca. Usiadła nie zważając na stojących ludzi.

-Witaj  Katherine- sensei w siedzibie Łowców japońskich. Co cię sprowadza do Japonii?- spytał z lekko drżącym głosem chyba najstarszy z zebranych.

     Dziewczyna nie odpowiedziała. Dokładnie rozejrzała się po sali, po czym wyjęła z czarnej walizki, którą wzięła czekoladę i zaczęła ją jeść, dalej przyglądając się zebranym. Czekała na ich reakcje. Wszyscy patrzyli na nią ze zdziwieniem. Wiedzieli, że najsławniejsza i najwybitniejsza łowczyni wygląda jak nastolatka, ale coś takiego?

-Kpisz z nas!- krzyknął w końcu jakiś młodszy Łowca.

     Dziewczyna uraczyła go swoim spojrzeniem, po czym wstała i podeszła do niego. Ten chwilowo się zawahał, ale dalej patrzył gniewnym wzrokiem na nastolatkę. Ta dalej jedząc czekoladę, przeszyła go wzrokiem swych nadzwyczajnych oczu. Z bliska wyglądały jeszcze bardziej złowrogo.

-Ktoś jeszcze?- spytała nastolatka, rozglądając się po sali. Zapadła cisza… - Czyli tylko jeden odważny- rzekła w końcu.

     Wszyscy popatrzyli na nią ze zdziwieniem. ,,Dlaczego nie zareagowała na nieodpowiednie słowa młodego łowcy? Czy to na pewno Katherine?”

-Trzęsiecie się jak osiki! Tylko jeden potrafi powiedzieć to co myślą wszyscy? Tak, wiem że podzielacie jego zdanie. Wasze emocje są tak łatwe do oczytania ja otwarta księga… Musicie się wiele nauczyć. Emocje podczas walki mogą być zgubne. Ktoś wam zagrozi, że zabije waszą rodzinę, a wy spełnicie wszystko co żąda szantażysta- powiedziała obojętnym tonem dziewczyna, odgryzając  kolejny kawałek czekolady- Wiem, że Japonia do tej pory była tak zwanym Czystym Punktem. Jednak teraz się to zmieni… Demony będą przybywać. Nadchodzi wojna… Ten kraj już nie będzie pozbawiony Demonów, będzie ich coraz więcej. Pewnie już wyczuliście dużą  energie. Co tysiąc lat w wybranym miejscu na Ziemi pojawiają się przejścia. Jedno do krainy Upadłych Aniołów, drugie do krainy Wiecznej Szczęśliwości. Demony będą dożyły do otworzenia bramy Piekieł. My musimy temu zapobiec, otworzyć bramę do krainy Aniołów i wpuścić je do naszego świata. Jeśli to zrobimy na zawsze oczyścimy Ziemie z demonów. Japonia powoli staje się miejscem poszukiwań obu wrót. Schodzą się tu Demony. Pamiętam, że jak byłam tu na wizytacji w 1967 r. nie spotkałam tu żadnego Demona. Teraz zdążyłam zabić już dziesięciu. Na razie słabych, ale jednak. Teraz chcę byście dokonali wyboru. Współpraca w szukaniu bramy, wtedy ryzykujecie własnym życiem i swoich bliskich, lub spierdzielacie stąd i nie udajecie, że jesteście Łowcami- powiedziała, dalej nie okazując krzty emocji dziewczyna. Ugryzła kolejny kawałek czekolady- Teraz na chwilę się przejdę. Macie czas na podjęcie decyzji. Musicie być pewni czy chcecie być Łowcami?- skończyła swoją wypowiedz kobieta, po czym spokojnym krokiem wyszła z sali.

-Dlaczego mamy jej niby ufać?- spytał starszego mężczyznę, ten sam chłopak co wcześniej zwrócił uwagę Łowczyni- Ona jest w połowie Demonem?

     Starszy mężczyzna zerknął jeszcze raz na drzwi. Pamiętał dziewczynę z poprzedniej jej wizyty w Japonii. On był wtedy dwudziestoletnim, niedoświadczonym Łowcą… Wiedział, że ona się nie starzeje, ale i tak to było dla niego niezwykłe… Wyglądała identycznie jak czterdzieści siedem lat temu. W końcu spojrzał karcąco na młodzieńca. Pamiętał bardzo istotną naukę… ,,Ściany mają uszy”. 

- Katherine- sensei jest od pięciuset lat Łowczynią. Zabiła tysiące Demonów. Nawet nie mów, że jest w połowie demonem!- krzyknął staruszek, wymierzając policzek chłopakowi.

     Młodszy Łowca złapał się za uderzone miejsce. Spuścił głowę w geście wstydu. Duma nie pozwalała mu przeprosić.

-Kaito, nawet nie wiesz ile ona przeżyła… Zna się najlepiej z nas wszystkich na Demonach. Swoje moce zaklęła w specjalnym wisiorze, by nigdy nie mogła używać czarnej magii- mówił wciąż karcąco starzec- Racja nie znamy motywacji Katherine- sama, ale wiemy jedno. Jest najbardziej skuteczną Łowczynią w historii- skończył wypowiedz staruszek. Jego twarz złagodniała.

    Drzwi otworzyły się z hukiem. Znowu ona z tym stoickim spokojem usiadła na swoim miejscu. Wszyscy powstali. Ona rozpakowała kolejną czekoladę i ugryzła spory kawałek.

- Postanowiliście już coś?- spytała obojętnie dziewczyna przeżuwając kolejne kawałki słodyczy. 

     Nagle z dwadzieścia osób powstało i opuściło salę. Za nimi ruszyło jeszcze z czterdziestu ludzi. Pozostało tylko  trzydziestu pięciu Łowców, w tym trzy kobiety. Dziewczyna przeszyła ich krótkim spojrzeniem.

-Czyli zostali sami odważni? To dobrze możemy zacząć współprace. Mam na imię Katherine Owen. Co do tego zaufania, o którym rozmawialiście- zaczęła. W jej stronę skierowało się wiele ciekawskich oczu- Ściany mają uszy proszę państwa, to pierwsza lekcja- powiedziała spokojnie- Nie chcę byście mi ufali. Ja wam nigdy nie zaufam i wy też nie powinniście. Żyje tyle wieków tylko dzięki temu, że nigdy nikomu nie ufałam. Wam też to radzę, może dożyjecie spokojnie starości- powiedziała czarnowłosa, w jej głosie było słychać nutkę zazdrości, choć nikt tam z zebranych jej nie rozpoznał- Musimy wziąć się do pracy. W tym miejscu będziemy spotykać się co tydzień. Ewentualnie jeśli nie będę do was mogła przyjechać w jakiś sposób się z wami skontaktuje. Co tu dużo mówić: Zabijajmy Demony, walczmy o życie i trenujmy! Tak musicie dużo trenować… Przede wszystkim panowanie nad emocjami…- powiedziała.

     Otworzyła walizkę wyjęła z nich zegarki. Wręczyła po jednym każdemu z nich. Wszyscy popatrzyli na nią pytającym wzrokiem. Ugryzła kolejny kawałek czekolady.

-W tych zegarkach znajduje się nadajnik. Muszę wiedzieć gdzie jesteście. Sama je wymyśliłam. W razie niebezpieczeństwa lub znalezienia bramy przekręćcie tarcze zegarka- poinformowała zebranych.

- Możesz nam w końcu powiedzieć po co chcesz z nami współpracować?!- spytał zdenerwowany młody Łowca.

-Jak masz na imię?- spytała spokojnie Katherine.

     Przeszyła go wzrokiem. Chłopak znów zadrżał na widok jej różnokolorowych oczu.

-Kaito…- powiedział w końcu.

-Więc Kaito… Jesteś bardzo mądry- zaczęła spokojnie.

     Wszyscy spojrzeli na Łowczynie. Ich myśli były równo  głośne: ,, Czego ona od nas chce? Czy dobrze robimy współpracując z nią?” Dziewczyna spojrzała na nich obojętnie, przeżuwając kolejny kawałek czekolady.

- Przez mój mały problem z oczami- tu zrobiła pauzę- Sama nie mogę otworzyć Anielskich Wrót. Musi być to w pełni człowiek, Łowca, o czystych intencjach. Dlatego potrzebuje w dużej mierze waszej pomocy… Będę was obserwować… Wypatrywać osoby, która nadaje się do tego- powiedziała, kończąc jeść drugą czekoladę- Chcę was jeszcze przeprosić za mój japoński. Dawno go nie używałam. Nawet dłużej niż wyglądam- przemówiła, a w sali zapanował powszechny śmiech- To dobrze, że nie wyglądam na te pięćset długich lat- powiedziała spokojnie, rozładowując sytuacje dziewczyna  - Do zobaczenia za tydzień- rzekła na koniec, opuszczając powoli salę. Odprowadzały ją ciekawe spojrzenia Łowców.

-Ciekawe co wyniknie z tej współpracy- powiedział do siebie starzec.

     Pod pewien  bar w Tokio podjechał czarny ścigacz. Jego kierowcą była Katherine. Zastanawiała się… ,,Czy tutejsi Łowcy sobie poradzą?” Poruszyła głową w geście niewiedzy, po czym założyła okulary przeciwsłoneczne i weszła do budynku. Podeszła do barmana i poprosiła o coś mocnego. Dziś musi jeszcze znaleźć jakiś nocleg. Nagle w jej stronę podszedł jakiś mężczyzna. Zaczął do niej zarywać. Już miałam mu za chwilę przywalić, gdy nagle pomiędzy nimi stanął uśmiechnięty chłopak, o zielonych oczach i blond włosach. Lekko opalony, wysportowany.

-Masz jakiś problem?- spytał blondyn, mężczyznę.

-A ty?- odpowiedział pytaniem mężczyzna.

     Dziewczyna nie zwracała na to uwagi. Miała to głęboko w dupie… Drzwi do restauracji otworzyły się. W drzwiach pojawił się kolejny facet. Tym razem blady, brunet o niebieskich oczach. Równie przystojny co blondyn.

-Zostawiłem cię na chwilę samego, a już podrywasz panienki?- spytał wściekły nowo-przybyły, zielonookiego.

-Ale… ten facet przystawiał się do tej pani…- tłumaczył się blondyn.

     Katherine dalej nie zważając na nic sączyła wódkę. Już dawno nie chorowała po alkoholu, decydowało o tym również jej demoniczne pochodzenie, ale jednak… miała twardą głowę.

-John, jakbyś nie widział ona ma was obu w dupie!- wykrzyczał brunet.

     Dziewczyna dopiero teraz to poczuła. ,,Jak mogłam przeoczyć taką energię… Choć jest skażona. To niemożliwe… Dziewczyna pośpiesznie wstała i wyszła z baru. Jak się spodziewała ruszyli za nią mężczyźni. W dłoniach trzymała dwa pistolety. Jeden skierowany na bruneta, drugi na blondyna- John’a.

-Czego ode mnie chcecie Demony?

- Nie jesteśmy Demonami, przynajmniej nie do końca, czujesz to przecież…- zaczął spokojnie blondyn.

-Dlaczego mam nie strzelać?- zapytała spokojnie Katherine, przerywając brązowookiemu.



- Bo mamy mapę do Anielskich Wrót!- krzyknął brunet, przeszywając Łowczynię wzrokiem.

Witam na moim nowym blogu :)

Chciałam powitać wszystkich odwiedzających mojego bloga... Jest to mój drugi blog, ale pierwszy raz pisze własne opowiadanie. Rozdziały będą dotyczyły łowców demonów. 
Notki mam zamiar wstawiać co dwa tygodnie w weekendy. Każdy komentarz mile widziany, nawet ten krytyczny. Jedynie nie życzę sobie, że ktoś mówi o moim blogu źle, a nie uzasadni swojej wypowiedzi. Chętnie przyjmę każdą uwagę... Chcę coraz lepiej pisać.
Zdaniem wiodącymi są słowa z książki ,,Naznaczona",  Kristin Cast i P.C. Cast  : ,,Ciemność nie zawsze oznacza zło, A światło nie zawsze niesie ze sobą dobro" 
Pozdrawiam